Przejdź do treści

2025-09-11 slowacki raj - Busem z poznania - wycieczki inne niż inne

Pomiń menu
Pomiń menu
slowacki raj

Sucha Bela, mokre stopy, gorące wspomnienia
SŁOWACKI RAJ - góry inne niż inne



mapa
Co zobaczymy, Gdzie będziemy

  • Zamek Orawski
  • Wędrówka szlakiem Sucha Bela
  • Zamek Spiski Hrad (audio-guide)
  • Dobszyńska Jaskinia Lodowa — jedna z najsłynniejszych jaskiń lodowych na świecie
  • wędrówka po szlaku Przełomu Hornadu
  • Kláštorisko
  • Lewocza
  • wędrówka do tarasu „Tomanovsky Vyhlad”
  • Wadowice - czas na papieskie kremówki ***

DŁUGOŚĆ TRASY:
1500 km
Termin:
11 - 14 wrzesień

POZOSTAŁO:
Sucha Bela, mokre stopy, gorące wspomnienia.

Nie, to nie tytuł piosenki disco-polo z wakacji w Mielnie. To zapowiedź jednej z najbardziej nieoczywistych wypraw, jaką można sobie zafundować bez paszportu z pieczątką i zastrzyku na żółtaczkę.

Bo Słowacki Raj to nie „park narodowy” w stylu „proszę nie deptać trawnika”.
To niepozorne piekło dla nóg i niebo dla oczu.
Kaniony, mostki, drabiny, stalowe stopnie nad szemrzącą wodą i pionowe skały, które mówią: „masz formę czy tylko buty z Decathlonu?”
Tutejsze szlaki nie pytają o zgodę. Wciągają Cię w świat, gdzie cisza brzmi głośniej niż radio Zet, a każdy kilometr ma więcej charakteru niż wszystkie "turystyczne atrakcje" z TripAdvisora razem wzięte.

Nie potrzebujesz sprzętu wspinaczkowego – wystarczy odrobina odwagi i buty, które wybaczą błoto, wodę i zawahanie przy drabinie.

Wilgotno? Bywa.
Zimno? Czasem.
Niezapomniane? Zawsze.

Plan? Jest. Choć nie wszystko da się zaplanować.

Zaczynamy z przytupem – Zamek Orawski, potężna forteca na skale, której ponoć nie zbudowali ludzie. Zamek, który się nie poddaje – podobnie jak nasze nogi przez kolejne dni.

Potem:
Sucha Bela – najpopularniejszy szlak w Słowackim Raju. Drabiny, mostki, potoki i „ej, serio mam tam wejść?”.
Ale spokojnie – to wszystko wygląda groźnie tylko na zdjęciach.
Trasa jest jak najbardziej do przejścia dla zwykłych miłośników gór z łydkami z miasta i duszą ciekawą świata. Nie trzeba mieć kondycji jak bieszczadzki wilk ani sprzętu z katalogu wspinaczkowego. Wystarczy odrobina ruchu w życiorysie i odporność na wilgoć.

Przełom Hornadu – klasyk z widokami, które każą przystanąć, nawet jeśli jesteś z tych, co lubią "iść swoje".
Tomášovský výhľad – punkt widokowy, gdzie milknie nawet najgłośniejszy feed na Instagramie.
Kláštorisko – moment na oddech w miejscu, gdzie kiedyś żyli mnisi, a dziś żyją nasze kanapki.
Dobszyńska Jaskinia Lodowa – lodowe podziemia z klimatem (dosłownie).
Spiski Hrad i Lewocza – średniowieczna petarda, kamienie z duszą i kawa na rynku.
A poza tym: wieczorne grillowanie, busowy soundtrack, anegdoty bez filtra i nalewki w towarzystwie ludzi, którzy nie potrzebują all inclusive, żeby mieć przygodę.

📣 Jedziesz?
Nie mamy plaży, ale mamy widoki. Nie mamy hotelowych bransoletek, ale mamy historię, legendy i szlaki, które zostają w głowie na dłużej niż opalenizna.
I choć zapowiedź brzmi brawurowo – ta trasa nie gryzie.
To nie wyprawa dla wyczynowców – to przygoda dla ludzi z miasta, którzy chcą na chwilę z niego uciec.
Jeśli czujesz, że to coś dla Ciebie – wskakuj do busa. Miejsca nie czekają.

Fotogalerie z podobnego wyjazdu (2019 rok) znajdziesz tutaj

Trasy Słowackiego Raju nie wymagają specjalnego sprzętu ani umiejętności wspinaczkowych, ale przed wyruszeniem sprawdźmy, czy na pewno nie boimy się wysokości i wilgotne stópki nam nie straszne.

Czwartek
  • 6:00 Wyjazd z Poznania (ORLEN Górczyn, ul. Zgoda)
  • Zamek Orawski (Oravský hrad) Słowacja (audioguide/aplikacja)
  • przyjazd na miejsce noclegu w godzinach wieczornych
   
Piątek
  • Przyjazd na parking do Podlesoka
  • Wędrówka szlakiem Sucha Bela
  • Zamek Spiski (Spišský hrad)  (app)
  • Lewocza
    
Sobota
  • Dobszyńska Jaskinia Lodowa — jedna z najsłynniejszych jaskiń lodowych na świecie (przewodnik)
  • wędrówka szlakiem Przełomu Hornadu
  • Kláštorisko

Niedziela
  • wędrówka do tarasu „Tomášovský výhľad” *
  • Wadowice- czas na papieskie kremówki **
  • ok. 23:59 przyjazd do Poznania (ORLEN Górczyn, ul. Zgoda)
     
 
* szlak może ulec zmianie
 
** czas na odpoczynek kierowców (miejsce może ulec zmianie)
 
Program jest ramowy i kolejność zwiedzania może ulec zmianie

Krótki opis najważniejszych miejsc:


🏰 Zamek Orawski
czyli: jakby gotyk i średniowiecze postanowiły wspólnie wspiąć się na skałę i tam zamieszkać
Niektórzy twierdzą, że to jeden z najpiękniejszych zamków na Słowacji.
Inni – że to diabelska robota (dosłownie, według legend, pomagał go stawiać sam Rogaty).
Wszyscy natomiast są zgodni, że to miejsce ma w sobie coś więcej niż tylko mury i widokówki.
Zamek Orawski nie stoi sobie ot tak na pagórku jak niektóre znudzone ruiny.
On czai się 112 metrów nad ziemią, osadzony na skale, z której bronił się skutecznie przez wieki – nigdy niezdobyty. I nie dlatego, że nikt nie próbował. Po prostu – nie dało się.
Wchodząc tam, nie dostajesz tylko panoramy i zdjęć na Insta. Dostajesz historię – taką, która pachnie wilgotnym kamieniem, strachem przed najazdem i szelestem sukni damy, która podobno wciąż tam błąka się po komnatach.
Mają tam 155 pomieszczeń. Część z nich zapełniona eksponatami, część duchami (do wyboru: Biała Dama, Czarna Dama i Hrabia Thurzó – klimaty jak z telenoweli gotyckiej).
Wejście? Do ogarnięcia.
Widoki? Z tych, co wyłączają gadanie i włączają „ooo…”.
Dla fanów zamków? Must-see.
Dla niefanów? Zmieniają zdanie po pięciu minutach. I zdjęciu przy murze.
To nasze wrota do wyprawy – twarde, skalne i pełne legend.
Po takim początku nogi same idą dalej.




🌲 Szlak Sucha Bela
czyli: jak się nie boisz drabiny i wilgoci, to się zakochasz
Nazwa brzmi niewinnie. „Sucha Bela” – jakby chodziło o wiejską drogę, co ją słońce wysuszyło.
No to nie. Bela może i „sucha” z nazwy, ale szlak prowadzi korytem potoku, więc jeśli myślisz, że przejdziesz suchą stopą – to tylko jeśli lewitujesz.
To jeden z najbardziej kultowych szlaków w całym Słowackim Raju – i to z pełnym uzasadnieniem. Zaczyna się niepozornie: ścieżka, zielony las, szmer wody. A potem:
💥 drabiny,
💥 stalowe stopnie (czyt. „stupaczki”),
💥 łańcuchy,
💥 i korytarze wykute w pionowej skale.
Moment kulminacyjny? Misowy Wodospad – 29,5 metra z hukiem, przy którym z jednej strony myślisz „wow”, a z drugiej: „ale serio, tamtędy wchodzimy?”. No, serio. Po drabinie przytwierdzonej do ściany wodospadu.
Ale spokojnie – to bardziej ekscytujące niż niebezpieczne. Działa na psychę, ale nie wyrywa kręgosłupa.
Nie potrzebujesz sprzętu, nie musisz mieć liny ani znajomości alpinisty.
Wystarczy odrobina odwagi, dobre buty i poczucie humoru, gdy po raz trzeci zamoczysz skarpetki, a potem z dumą spojrzysz w dół i pomyślisz „serio to zrobiłem”.
To szlak, który daje radość dziecka i satysfakcję dorosłego.
A gdy dotrzesz na górę – masz widoki, ciszę i tę świadomość, że właśnie przeszedłeś przez coś więcej niż tylko las.
I nie – nie trzeba mieć łydki z betonu.
Wystarczy ta z miasta, ale z charakterem.




🏞️ Kláštorisko
czyli: kiedy klasztor był zamkiem, a zakonnicy wiedzieli, gdzie warto siedzieć
Po całym tym wspinaniu, chlupotaniu i przeklinaniu po cichu stalowych „stupaczek” trafiamy na polanę w środku górskiego labiryntu.
Tam, gdzie dziś turyści łapią oddech i kanapkę, kiedyś mieszkali zakonnicy. Ale nie ci od różańca i ciszy nocnej – raczej tacy, co zakładali osadę i bronili się jak trzeba. Serio, w średniowieczu to było mini-twierdzenie z murami, klasztorem i wszystkim, co trzeba do przetrwania.
Dziś z klasztoru zostały ruiny – ale takie z duszą, nie smętny kamień.
Można połazić między ścianami, zajrzeć, gdzie był ołtarz, gdzie jadalnia (czy jak to tam nazywali), i poczuć, że ktoś tu żył inaczej. Nie szybciej, nie lepiej – po prostu inaczej.
A potem usiąść, wyciągnąć sznytki, termos i chwilę pomilczeć z widokiem.
Dla nas – to centrum Słowackiego Raju. Serce, które bije wolniej niż asfalt i Excel.
Tu się zatrzymujemy. Nie tylko ciałem – głową też.
Bo Kláštorisko to nie „punkt widokowy”.
To moment, który warto złapać – zanim znów ruszymy w stronę drabin, szlaków i mokrych stóp.




🌊 Przełom Hornadu
czyli: z jednej strony rzeka, z drugiej skała, a ty gdzieś pomiędzy – na kładce, z duszą na ramieniu i bananem na twarzy
Ten szlak to klasyk. Tak klasyczny, jak pierogi na weselu i wędrówka w klapkach po Krupówkach – tylko, że tu naprawdę warto.
Hornad to rzeka, która przez tysiące lat żłobiła sobie drogę w wapiennych skałach, tworząc przełom – czyli kanion z krwi i kamienia, pełen zakrętów, pionowych ścian i zieleni, która działa lepiej niż domowe spa.
A my?
My nie idziemy obok.
My idziemy wzdłuż rzeki, po kładkach i półkach skalnych, które nie mają zbyt dużo wspólnego z chodnikiem.
Masz do pokonania:
– wąskie mostki,
– stalowe stopnie wbite w skałę,
– poręcze z łańcucha,
– no i wodę – z jednej strony, czasem pod tobą.
Ale nie panikuj.
To nie „Mission: Impossible” – to przygoda do zrobienia w butach trekkingowych i z głową na karku.
Działa na zmysły. Uczy pokory. I daje taki widok na rzekę i las, że nawet Instagram przestaje mieć znaczenie.
Ten szlak to połączenie adrenaliny i spokoju – w jednej chwili ściskasz poręcz, a w następnej stoisz, patrzysz i zastanawiasz się, czemu właściwie nie rzuciłeś wszystkiego i nie zamieszkałeś w jaskini.
W skrócie:
dziko, pięknie, do przejścia – nawet jeśli twoje nogi znają głównie chodnik i tramwaj.
Ale zaufaj: na tym szlaku poczujesz, że żyjesz.




🏔️ Tomášovský výhľad
czyli: jak natura ustawiła sobie taras widokowy i zapomniała go zasłonić przed turystami
To miejsce brzmi jak trudny do wymówienia przystanek w rozkładzie PKP, ale w rzeczywistości to jeden z najbardziej efektownych punktów widokowych w całym Słowackim Raju.
I nie mówimy tu o wieży z kratką i tablicą sponsorowaną przez lokalny browar.
Mówimy o skalnej galerii, która wystaje z masywu tak, że człowiek ma ochotę cofnąć się dwa kroki z wrażenia, a potem znów podejść – bo wow.
Z jednej strony: panorama na Przełom Hornadu,
z drugiej: Tatry Wysokie gdzieś tam w tle,
z trzeciej: lekki zawrót głowy, jeśli wysokość to nie twój ulubiony sport.
Ale spokojnie – tu już nie ma drabin ani stupaczek. Tu wchodzisz o własnych siłach, bez alpinistycznych wygibasów, i stajesz jak człowiek na krawędzi… w najlepszym sensie tego słowa.
Bo to miejsce milczy z klasą. Nikt nie wrzeszczy. Nikt nie wciska selfie-kija w oko. Ludzie patrzą. Oddychają. I robią to „ooo” bezwiednie.
Tomášovský výhľad to przystanek na refleksję.
Albo przynajmniej na czekoladę z plecaka i zamyślenie w stylu:
„Kurczę… dobrze, że tu jestem. I że nie zostałem w pracy w nadgodzinach.”

Podsumowując:
Nie musisz się wspinać. Nie musisz się spinać. Po prostu – wejdź, usiądź i patrz.
To nie punkt widokowy. To nagroda.




🏯 Spiski Hrad
czyli: zamek większy niż Twoje osiedle i z historią grubszą niż niejedna saga fantasy
Jeśli Zamek Orawski był bramą do przygody, to Spiski Hrad jest jej kulminacją. Nie dlatego, że to ostatni punkt. Tylko dlatego, że człowiek tam wchodzi i od razu przestaje się spieszyć – jakby chciał tę historię przetrawić, przejść się jeszcze raz i może nawet zamieszkać (choćby w wieży, z kotem).
To jeden z największych kompleksów zamkowych w Europie Środkowej – ponad 4 hektary murów, dziedzińców, wież i ruin, które mówią:
„Tak, to wszystko jest nasze. I nie, nie zwiedzisz tego w pięć minut.”
Wybudowany jeszcze przed powstaniem tabliczki „nie dotykać eksponatów”, zamek był siedzibą władzy, sceną bitew i miejscem, gdzie – mówiąc po ludzku – działy się rzeczy.
Spiskie Podgrodzie, Spiska Kapituła, Kościół w Żehrze – cały region wokół zamku to jakby średniowieczne uniwersum.
I nie przypadkiem wpisane na listę UNESCO.
Ale!
Nie spodziewaj się tu tabliczek z edukacyjnym językiem w stylu „w tym miejscu przebywał feudał”.
Tu czujesz historię w powietrzu, w kamieniu, w widoku z murów, z którego i tak nikt nie chce zejść.
Szczególnie, że wszystko wokół wygląda, jakby czas się zatrzymał specjalnie dla Ciebie.
A jeśli będziecie tam podczas remontu (zdarza się), to i tak warto. Bo nawet z zewnątrz ten zamek przygniata rozmachem.
Jakby ktoś postawił fortecę, a potem zapomniał, że to miała być tylko wizualizacja.

Spiski Hrad to nie kolejny zamek. To etap.
Tu nie zwiedzasz – tu się zanurzasz.
I nawet jeśli nie lubisz historii – tu ją czujesz.




❄️ Dobszyńska Jaskinia Lodowa
czyli: wejdź do lodówki natury i zobacz, jak wygląda wieczna zima bez Grudnia i Kevina
Niektóre atrakcje są gorące, inne po prostu zimne z charakteru.
A Dobszyńska Jaskinia Lodowa? To naturalna zamrażarka, gdzie wszystko – od ścian po podłogę – jest zrobione z lodu. I nie tego z hotelowego drinka, tylko takiego, który trwa tu od tysięcy lat.
To jedna z najstarszych i największych jaskiń lodowych w Europie.
Wpisana na listę światowego dziedzictwa, z klimatem bardziej arktycznym niż Twój zamrażalnik, w środku sierpnia potrafi mieć -3°C.
Więc zanim wejdziesz, zapnij kurtkę, popraw czapkę i upewnij się, że nie pomyliłeś kolejki z tą do term.
Co tam zobaczysz?
Lodowe korytarze, zamarznięte komnaty, przezroczyste stalagmity i miejsca, gdzie woda po prostu postanowiła zostać w formie stałej na wieki.
Sala Zawalona, Mała i Wielka Lodowa, Piekło, Biała Komora – nazwy brzmią jak tytuły progrockowych albumów, ale to wszystko autentyczne fragmenty tej podziemnej krainy.
Nie trzeba schodzić daleko – zwiedzanie to raptem 500 metrów, ale za to w temperaturze, która przypomina: jesteś gościem w królestwie lodu.
I choć przewodnik może mówić, że tu wszystko się „naturalnie utrzymuje”, ty będziesz się naturalnie rozglądać za rękawiczkami.

To nie jest zwykła jaskinia.
To lodowa katedra przyrody.
I jak z niej wyjdziesz – słońce nagle stanie się przyjemniejsze, a herbata smakuje lepiej.




🏛️ Lewocza
czyli: jak średniowieczne miasto postanowiło, że nie potrzebuje nowoczesności, żeby robić wrażenie
Lewocza to nie kolejna „starówka z ładnym ratuszem”.
To średniowieczne miasto w wersji deluxe — otoczone murami, pełne kamienic z epoki, brukowanych uliczek i detali, które wyglądają jakby ktoś ręcznie je tam układał, a nie wylewał z betoniarki.
Serce miasta? Rynek – przestronny, klimatyczny, z budynkami, które trzymają fason od XV wieku.
Ale gwiazdą jest tu Kościół św. Jakuba, z ołtarzem tak wielkim (18,6 metra), że w Polsce musieliby go rozebrać na części, żeby zmieścić w jakimkolwiek muzeum. Rzeźbił go mistrz Paweł, człowiek, który najwyraźniej nigdy nie słyszał o pojęciu „przesada”.
Ale Lewocza to nie tylko zabytki z przewodnika.
To też miasto z atmosferą. Gdy spacerujesz jego ulicami, czujesz ten lekki szelest historii, jakby zza winkla miał zaraz wyjść aptekarz w długiej szacie albo rzemieślnik z toporkiem do drewna.
I nie musisz być fanem architektury, żeby to docenić.
Wystarczy, że lubisz miejsca, gdzie czas płynie inaczej — wolniej, spokojniej, z szacunkiem do detalu.
Tutaj nawet kawa smakuje jakby lepiej. Może to przez mury, może przez ciszę, a może przez to, że nikt Ci tu nie wciska pierogów z mikrofalówki za 42 zł.

Lewocza to miasto-pomnik, ale bez patosu.
Nie przytłacza. Nie udaje. Po prostu jest.
I robi robotę — bez lasera, multimediów i przewodników z megafonem.



🔚 Podsumowanie: dużo? Dużo. Ale kto, jak nie my?
700 kilometrów w jedną stronę.
Trzy szlaki: w kanionie, nad rzeką, na tarasie skalnym.
Dwa zamki – jeden zbudowany przez diabła, drugi przez ambicję.
Jaskinia, w której lato się kończy na wejściu.
Miasto, w którym czas powiedział „tu zostaję”.
A do tego grill, śmiech, muzyka w busie i ten specyficzny miks ludzi, których nie trzeba namawiać do przygody.
To nie jest weekendowy chillout.
To koncentrat wrażeń, pakiet przygód na pełnym gazie.
Ale hej – kto, jak nie Busowiacy?
My nie jeździmy, żeby się tylko przejechać.
My ładujemy głowę wspomnieniami. Mokre buty, pełne serce, rozgrzana dusza.
I tak, to wszystko w jednej wyprawie.
Nie dla każdego.
Ale dla tych, co wiedzą, że warto.





Cena  1250 zł zawiera:
Przejazdy, noclegi, autostrady, zwiedzanie wg programu, ubezpieczenia, opieka licencjonowanego pilota, obowiązkowe składki na Turystyczny Fundusz Gwarancyjny i Turystyczny Fundusz Pomocowy (składki nie są przychodem biura)
Dodatkowo płatne gotówką:
56 EUR (wejściówki, przewodnicy lokalni, opłaty  administracyjno- parkingowe, słowackie ubezpieczenie wypadkowe (górskie na szlaku – HZS))

Obiad, kawa, ciacho, lody i pamiątki - zarezerwować drugi portfelik (koszty nie wliczone)

Noclegi: Noclegi: VRBOV- Penzión, pokoje 2/ 3-osobowe z łazienkami. Wyposażona wspólna kuchnia. Lodówki w pokojach.

Co zabieramy?
Tradycyjnie sznytki na pierwszy dzień oraz produkty do kanapek na następne. Albowiem zamierzamy uruchomić busowy gril, zabierzcie cosik na ruszt (co sami lubicie). Nieopodal sklepy, możemy bywać. Śniadania i sznytki na szlak sporządzamy we własnym zakresie. Wieczorkiem wspólnie grilujemy. W pensjonacie możliwość wykupienia śniadań i obiadokolacji. W budynku znajduje pizzeria. Obowiązkowo ulubiona nalewka lub inny podobny rozgrzewacz. Wygodne i porządne buty (najlepiej traperki oraz obuwie na zmianę), czapeczka (ewentualnie chusteczka „nagłowna”), polar, kurtka. Po ostatnich wyprawach dodajmy jeszcze okulary (różowe) na słonko. Oczywiście o akcesoriach higienicznych i ręczniku pamiętamy i ciuszkach na przebranie, może piżamka, klapeczki (chyba że ktoś nie potrzebuje). Nie zapominamy o foto aparacie i ładowarce do akumulatorów oraz wodoszczelnym pokrowcu na telefon i aparat. Smartfon ze słuchawkami, włączony roaming
Niezbędne: dowód osobisty (lub paszport), chętnie EKUZ

O nas:
Jeździmy w kameralnym gronie, grupy do 16 osób.
Cenimy sobie wyśmienite towarzystwo i radosną atmosferę. Czas wypełniony zwiedzaniem po same brzegi. Pamiętajcie w aucie gramy po polsku (z płyty, oczywiście), aby radośniej nam było i śpiewamy sobie też (no dobrze, powiedzmy, że podśpiewujemy). Chcesz nas zainteresować ulubioną swą muzyką? Nie ma sprawy, zabierz płyty :)
Przypominamy, z nami zawsze PRZYJEMNIE i KOMFORTOWO


Informacje małym druczkiem:
  • organizator: TUTUS Magdalena Piechowiak-Małecka
  • zapisy: formularz na www.busemzpoznania.pl
  • zapytania: telefonicznie +48 573 327 881 lub mail: kontakt@busemzpoznania.pl
  • wpłata zaliczki jest równoznaczna z zapoznaniem się i akceptacją regulaminu wyjazdu zamieszczonego na www.busemzpoznania.pl
  • należy pamiętać o włączonym roamingu
  • zaleca się wyrobienie karty EKUZ (bezpłatnie w NFZ)
  • z uwagi na górski charakter wycieczka niezalecana dla dzieci poniżej 12 roku życia
  • przypominamy o obowiązku posiadania dokumentu stwierdzającego tożsamość podróżującego — paszportu lub dowodu osobistego
  • nie odpowiadamy za ewentualne zmiany cen wstępów, biletów
  • na Słowacji obowiązującą walutą jest EUR
  • w przypadku niesprzyjających warunków pogodowych program wycieczki może ulec zmianie
  • masz pytanie – nie krępuj się, po prostu zadzwoń :)

Foto galeria ze Słowackiego Raju - tutaj
Opinie o nas i naszych wyprawach
opinia
opinia
opinia
komentarze z fb
komentarze z fb
komentarze z fb
Wróć do spisu treści